Kaliszanki, seniorki i juniorki, o gender...

środa, 11 kwietnia 2012

Basia Chabior rozmawia z Sylwią Chutnik

Liczę na to, że z okazji do poznania Sylwii Chutnik skorzystają nie tylko Równe Babki. Bo to wyjątkowa i fascynująca osoba, z która chętnie dyskurs podejmują nie tylko kobiety, dla których jest wzorem odwagi i wyzwolenia, ale też mężczyźni, mający mimo wszystko potrzebę choćby niewielkiej chwilki triumfu nad „słabszą płcią”.
Podczas kaliskiego spotkania oko w oko z pisarką będzie można, jak sądzę, poszukać odpowiedzi na własne pytania i dowiedzieć się więcej niż mówią karty jej trzech już książek, biogramy i wywiady. Zanim zobaczymy się w realu, zapraszam do przeczytania krótkiego wywiadu - rozmowy z esencjonalnymi odpowiedziami Sylwii Chutnik na moje – zdecydowanie dłuższe - pytania!
Barbara Chabior

Sylwia Chutnik nie marudzi w domu po kryjomu

Razem, siostry!

- Piszesz, kreując niezwykłe postaci kobiet. Poszukujesz historii innej niż w podręcznikach, bo uwzględniającej rolę kobiet. Działasz w Fundacji MaMa. Najwyraźniej chcesz zmieniać świat. Skąd wiara, że się uda zmienić rzeczywistość?

- Oj, powiem szczerze, że nigdy nie myślałam, że może się nie udać zmienić tej rzeczywistości. Po prostu mam taki tik, że jak mnie coś denerwuje, to staram się coś z tym zrobić, bo od marudzenia w domu po kryjomu nic się dobrego jeszcze nie zmieniło.

- Wiele kobiet wierzy jednak nadal, że wciśnięcie się w standardowe role kobiece to droga do samorealizacji - nie chcą niczego więcej, praca zawodowa jest złem koniecznym, chętnie i bez trudu zawłaszczają kuchnię i bez pokusy dzielenia się z mężczyzną jakimikolwiek porządkami zostają sprzętem domowym. To brak świadomości czy wybór, który należy uszanować? Spotykasz takie dziewczyny i co im mówisz?

- To zazwyczaj albo brak alternatywnego scenariusza życia albo strach. Często konformizm. Kiedyś przeżywałam to, że nie każda kobieta chce zmieniać swoje życie na lepsze. Za wszelką cenę próbowałam pomóc. Teraz odpuszczam i wiem, że albo przyjdzie czas na jej prywatną
rewolucję albo pogodzi się z własnym losem. Trudno.

- Przyznano Ci oficjalny tytuł „Dama Warszawy”. Jesteś wyjątkową kobietą, ale - na szczęście - z damą w powszechnym rozumieniu mi się nie kojarzysz. Jak się czułaś z tym tytułem, czy określenie "dama" nie zalatuje protekcjonalnością, z jaką męski świat zwykł traktować wyróżniające się kobiety?

- To było dla mnie zabawne, podobnie to, że nominowali mnie do nagrody
"Kobieta Glamour":)!

- Recenzent Gazety Wyborczej napisał o Twojej drugiej książce, "Dzidzi": "Krzyk i złorzeczenie sprawdza się na manifie, w literaturze, zwanej piękną, już nie". Co chciałabyś - gdybyś chciała - mu odpowiedzieć?

- Recenzja była napisana paternalistycznym, XIX wiecznym językiem, ale
nie wiem, czy chciałabym kiedykolwiek cokolwiek odpowiedzieć takiemu
człowiekowi.

- "Równe babki" to lokalna inicjatywa stworzenia kobiecych więzi między generacjami, poza relacjami rodzinnymi, poszukiwania wspólnych wysp i korzyści z wzajemnych kontaktów - młode dziewczyny i seniorki spotykają się, by rozmawiać, działać, bawić się razem. Jak to oceniasz?

- Takie działania są najlepsze- oddolne, spontaniczne i przekraczające
bariery wiekowe. Gratulacje i życzę siły!

- Wierzysz w babską solidarność? Kobiety potrafią być dla siebie okrutne, zwłaszcza w zawodowej rywalizacji...

- Tak, wierzę. Zostałam wychowana w utopijnej wizji siostrzeństwa i chociaż nie raz dostałam po tyłku od dziewczyn to nadal idealizuję sobie solidarność między kobietami.
W coś trzeba wierzyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz