Kaliszanki, seniorki i juniorki, o gender...

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Wyzwolić seniora z samotności. Rozmowa z Iwonką Urbanowską, radną i działaczką społeczną, prezeską Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Kaliszu

- Jest Pani zaangażowana w aktywizowanie ludzi starszych, założyła Pani w Kaliszu Uniwersytet Trzeciego Wieku. Skąd Pani zdaniem wziął się fenomen takich miejsc?
- Przede wszystkim chodziło o troskę wokół seniorów. W Polsce znaleźli się na marginesie. To było zadanie tak dla rządu, jak i dla samorządów. Seniorzy byli na tyle spokojni, że nie upominali się o swoje prawa. I stąd powstawały, nie tylko w Polsce, uniwersytety trzeciego wieku. W Polsce pierwszy taki uniwersytet powstał w 1975 roku. Kaliski uniwersytet to absolutnie moja inicjatywa. Krążyłam wokół tego tematu półtora roku. Bałam się podjąć taką decyzję, ponieważ nie byłam pewna, czy zyskam aprobatę władz.
- Obawiała się Pani, że tutaj także temat seniorów będzie zepchnięty na dalszy plan?
- Tak, bo dotychczas miasto nie okazywało wiele zainteresowania tym środowiskiem. Ale zdecydowałam się, chociaż była to decyzja niełatwa. Bałam się, że nie dam rady; a jeśli coś zaczynam, to muszę dopiąć do końca. Najpierw rozmawiałam z ludźmi, patrzyłam im głęboko w oczy i chciałam wyczytać, co sądzą o takim pomyśle. I kiedy już się zdecydowałam, skierowałam kroki do Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Znam kanclerza PWSZ już od bardzo wielu lat i dlatego odważyłam się złożyć taką propozycję właśnie tam. Muszę powiedzieć, że jak wyszłam ze spotkania z kanclerzem, to poprosiłam znajomą, żeby mnie uszczypnęła.
- Nie wierzyła Pani, że się udało?
­- Nie wierzyłam, że ten pomysł zyska taki aplauz. Musiałam jeszcze tylko ściągnąć ludzi. Zaprosiłam więc moich znajomych do komitetu. Potrzebowaliśmy piętnaście osób aby założyć stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku. To mi się udało, znaleźli się chętni. Kiedy już miałam wokół siebie sprawdzonych ludzi, którzy wspierali mnie w tych pierwszych poczynaniach, poprosiłam media o poinformowanie kaliszan, że w tym a tym dniu – to był chyba 9 maja – zapraszam wszystkich chętnych, którzy chcą uczestniczyć w zajęciach Uniwersytetu. PWSZ użyczyło nam pomieszczenia. Dostaliśmy salę na trzydzieści osób, bo spodziewałam się, że tyle właśnie przyjdzie. Spotkanie zaczynało się o pierwszej po południu. Za dziesięć pierwsza zabrakło miejsc. Przenieśliśmy się więc do sali na siedemdziesiąt osób. Pięć po pierwszej także w tej sali zabrakło miejsc. Dlatego dostałam jeszcze większą salę, gdzie tylko pierwszego dnia zjawiło się 130 osób.
- Skąd takie zainteresowanie? Seniorzy nie chcą po prostu odpoczywać na emeryturze?
­- To są ludzie, którzy ciągle czują się młodzi i poczuli, że na naukę nigdy nie jest za późno. Przyszli pewnie też po to, żeby mnie sprawdzić. To zainteresowanie wynikało jednak przede wszystkim stąd, że ci ludzie nudzili się w domu. Po prostu nie wiedzieli, co zrobić ze swoim czasem, a chcieli być jeszcze pożyteczni. O tym, jak bardzo chcą nadal być aktywni, świadczy ilość sekcji na naszym Uniwersytecie – są sekcje sportowe, komputerowe, językowe, humanistyczne, plastyczne. Sekcja komputerowa jest bardzo popularna, bo babcie chcą wysyłać e-maile do wnuków… Bardzo jestem zadowolona z członków zarządu UTW, którzy pracują społecznie i poświęcają swój czas dla naszych słuchaczy. Nie jest to wdzięczna rola, bo w tak dużym gronie zawsze ktoś będzie niezadowolony. Są tacy, którzy chcieliby, żeby nasz Uniwersytet stanowił klub seniora. Nie o to chodzi. My nie chcemy pić piwa. Chcemy przede wszystkim się uczyć się – póki możemy.
- Mówi Pani, że UTW cieszy się tak dużym zainteresowaniem, bo emeryci nie wiedzą, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu, całe życie byli aktywni zawodowo, dlatego siedzenie w domu ich dobija. Rozmawiała Pani z nimi o tym, co UTW zmieniło w ich życiu?
- Prawda jest taka, że ludzie którzy przechodzą na emeryturę – szczególnie mężczyźni – nie potrafią się zorganizować. Nie wiedzą, co z tym czasem zrobić. Dlatego trzeba było im coś podsunąć, podpowiedzieć. Proszę zobaczyć, jak teraz tych 300 osób jest świetnie zorganizowanych na Uniwersytecie. Już wiedzą, co robić. Chodzą do filharmonii, wyjeżdżają na spektakle do Łodzi. To jest naprawdę zorganizowane towarzystwo. Słuchacze bardzo często do mnie przychodzą i dziękują za to, że mogą być z nami. Szczególnie panie, które owdowiały, nie wiedziały jak się zagospodarować. Są bardzo, bardzo wdzięczni. To jest dla mnie zapłata. Niczego więcej nie chcę.
- Minęło już blisko pięć lat od powstania UTW, który rozwija się bardzo prężnie i angażuje w rozmaite projekty, także te ponadpokoleniowe, wykorzystujące doświadczenie osób starszych i angażujące ludzi młodych. Mieliśmy warsztaty rękodzielnicze „Uwaga robótki!”, teraz „Równe babki”. Jak Pani ocenia taką aktywność słuchaczy UTW?
- W naszym programie mamy współpracę z młodzieżą. To jedno z naszych priorytetowych zadań. Czynimy to w różnych kierunkach: organizujemy pikniki, ja przygotowuję pokaz zwierząt domowych. Dowiedzieliśmy się, że młodzież przygotowuje taki projekt jak „Uwaga, robótki!”. Byłam na jednych z zajęć w ramach tego projektu i... no, byłam oczarowana widząc, że znalazł tam się nawet jeden mężczyzna. Współpraca z młodzieżą była zamiarem, który zaczyna się rozszerzać i chcemy to kontynuować. Tylko jest jedno małe „ale”. Przyrzekliśmy PWSZ, że w naszej działalności nie będzie żadnej polityki. Był taki moment, kiedy nie byłam zadowolona widząc, że na naszych stronach internetowych pojawia się słowo „polityka”. Nie chcemy dołączać do żadnej partii. Mamy swoją działalność, swój światopogląd i przy tym chcemy pozostać. Prezydentowi Pęcherzowi również podoba się taka inicjatywa. Jest po stronie młodzieży i zależy mu na współpracy seniorów z młodymi ludźmi. My z kolei też chcemy się pochwalić tym, że mamy takie usposobienie, że młodzież do nas lgnie. To dało się zauważyć.
- Jak Pani przyjęła moment przejścia na emeryturę? Nie męczył Pani nadmiar czasu?
- Nie, nigdy tak nie było. Jestem urodzonym społecznikiem, wyszukuję tematy i organizuję sobie czas. Od lat młodzieńczych pracuję społecznie. O, tu wisi medal przyznany mi przez Państwo za pracę społeczną w Naczelnej Organizacji Technicznej. Długi czas pracowałam społecznie, ale poprzedni ustrój mi nie odpowiadał i dlatego zrezygnowałam. Teraz dopiero znowu mogę rozkwitnąć i działać. Dziesięć lat temu wprowadziłam się na osiedle Korczak. Zeszłam nad Krępicę na spacer z psami. Następnego dnia byłam u prezydenta i mówię: słuchaj, ja tu muszę zbudować park! Jest taki piękny teren. A pieniądze? Nieważne, ja potrzebuję tylko pozwolenie na budowę parku! I proszę zobaczyć, co przez te dziesięć lat się stało z tym miejscem. Sama tego nie zrobiłam. Wszystkie drzewa tam są sponsorowane. To dzieło dobrej woli mieszkańców Kalisza, którzy kochają zieleń i chcą żyć w czystym środowisku, a mnie przede wszystkim o to chodzi, żeby moje pokolenie miało gdzie wyjść, posiedzieć na ławeczce, poczytać. Ten park to ogólnopolski ewenement. Nie ma drugiego takiego. Na początku w parku zbierali się panowie spod okolicznych sklepów z piwem. Któregoś dnia podeszłam do nich, przywitałam się z każdym i mówię: panowie, jesteście tu codziennie, a ja nie mam na to czasu. Proszę więc was, żebyście pilnowali tego parku. Bez was nie dam rady tu nic zbudować. I proszę mi wierzyć, że do dzisiaj pilnują. Nie śmiecą, nie ma bałaganu. Ludzie szanują naszą pracę, ale my też musimy ich szanować. Oczywiście wielu rzeczy jeszcze tam brakuje, nie ma ścieżek, krzewów. Chcemy też zagospodarować skarpę po drugiej stronie rzeki.
- Ale park to tylko jeden z Pani pomysłów. „Tylko ten się nie starzeje, kto nie ma na to czasu”, przeczytałam na stronie UTW. Chyba nie ma Pani czasu się zestarzeć?
- Nie. Mam 75 lat. Pracuję społecznie, nie walczę o pieniądze. Nie dostaję pensji, ani grosza z UTW. To też jest pewien luz. Robię to, na co mam siłę i ochotę. Był taki moment, kiedy bardzo źle się czułam. Miałam jednak tak przygotowanych ludzi w zarządzie UTW, że wystarczyły moje wytyczne, a Uniwersytet bez szwanku poszedł dalej. Myślę, że sporo naszych słuchaczy odzyskało młodość. Idą na zajęcia, a potem do kawiarni. Organizują pikniki na kampusie – a jak tam tańczą, jak śpiewają, jak się cieszą! Proszę zobaczyć moich studentów na Juwenaliach.
- Czy Pani działalność i upór nie napędza innych ludzi, Pani rówieśników, słuchaczy UTW do realizowania ich własnych pomysłów? Spotkała się Pani z takimi głosami?
- Wiem, że są tacy, którzy chcieliby wejść na gotowe i zająć moje miejsce. Są tacy, którzy są niezadowoleni. Zawsze głośno mówię, że jeśli komuś coś nie odpowiada na UTW, to proszę bardzo – oddam te 170 osób oczekujących na przyjęcie do UTW. To już jest zaczątek kolejnego Uniwersytetu, ale jakoś nikt się nie zgłasza.
- Mija pięć lat od założenia Uniwersytetu. Jak podsumowałaby Pani ten czas?
- Osiągnęłam to, co chciałam. Jest to dla mnie ogromna satysfakcja, że poszło mi to tak łatwo. UTW interesuje mnie cały czas. Nasza uczelnia ma już dwie grube kroniki. To jest coś, co po nas pozostanie. Myślę też, że nasze władze szanują to, że Uniwersytet działa w takiej formie. Przede wszystkim wyzwoliliśmy seniorów z problemów psychicznych, wywołanych przez samotność. Podoba mi się, że babcie już nie boją się komputera, że mamy dobrych wykładowców, że lekcje angielskiego są na tak wysokim poziomie. Przekonana jestem, że bardzo wielu naszych słuchaczy jest szczęśliwych, bo mogą uczestniczyć w życiu UTW.

Rozmawiała Mirka Zybura

Uniwersytet Trzeciego Wieku „Calisia” istnieje od 2006 roku. To stowarzyszenie powołane do życia z inicjatywy Iwonki Urbanowskiej, radnej i działaczki społecznej z Kalisza. Skupia 330 słuchaczy w piętnastu sekcjach. Działa pod patronatem Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Kaliszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz