Kaliszanki, seniorki i juniorki, o gender...

piątek, 17 grudnia 2010

Iwonka Konieczna rozmawia z Basią Wrzesińską - ...że życie ma sens

Barbara Wrzesińska - prezeska Kaliskiego Klubu "Amazonki", radna Rady Miejskiej Kalisza.

Dlaczego zdecydowałaś się na udział w projekcie „Równe babki”?
Dlatego, że wszystko co dotyczy młodości dotyczy również mnie. O projekcie dowiedziałam się ze strony internetowej, po czy dostałam kilka telefonów od pań z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Pomyślałam sobie, że połączenie dwóch pokoleń kobiet będzie nowym, bardzo ciekawym doświadczeniem. Chciałam cofnąć się w czasie, przypomnieć sobie lata kiedy byłam młodą kobietą, samo przebywanie w towarzystwie młodych dziewcząt dało mi możliwość powrotu pamięcią do najpiękniejszego okresu w moim życiu.
Kiedy się poznałyśmy wspomniałaś, że nie urodziłaś się w Kaliszu. Skąd pochodzisz?
Urodziłam się w Bogatyni, obecnie miasto znane z powodu kataklizmu, jaki miał tam miejsce. Mieszkałam tam bardzo krótko, ponieważ kiedy miałam pół roczku rodzice zdecydowali się wyjechać na Dolny Śląsk, więc z tego okresu nic nie pamiętam. Na szczęście tak się złożyło, że tuż przed powodzią zostałam zaproszona przez moje koleżanki – tak jak i ja: „Amazonki” – do Bogatyni, gdzie miałam okazję zobaczyć ją jako miasto jeszcze naprawdę piękne. Pobyt tam był dla mnie bardzo wzruszający, gdyż mogłam odwiedzić kilka miejsc z opowiadań mojej mamy, włącznie z zakładem w którym pracowała. Co prawda było to już tylko i wyłącznie gruzowisko, ale stanąć w takim miejscu i pomyśleć, że moja mama kiedyś spędzała tam sporo czasu, było ogromnym przeżyciem. Odwiedziłam również kościół, w którym byłam chrzczona i szpital, w którym się urodziłam. Sam klimat tego miasta jest zupełnie wyjątkowy, kojarzący się z przemysłem wydobywczym; widok ciągle pracujących koparek, wielkich kominów. To zupełnie inny krajobraz aniżeli ten, z którym mamy na co dzień do czynienia w Kaliszu. Patrząc na obraz Bogatyni próbowałam wyobrazić sobie młodość moich rodziców. Fakt, że się tam urodziłam, wprawiał mnie w nostalgiczny nastrój, wszystko wydawało mi się piękne. Sama architektura poniemiecka jest zupełnie różna od tej, jaką mamy w Kaliszu.
Jak długo mieszkasz w Kaliszu?
To już 40 lat. W święta Bożego Narodzenia obchodzimy z mężem okrągłą rocznicę ślubu.
A gdzie spędziłaś wczesne dzieciństwo, gdzie dorastałaś?
Moi rodzice trochę krążyli. Najdłużej mieszkałam na Dolnym Śląsku, w Dzierżoniowie. Tam też chodziłam do szkoły, wyjeżdżając tu i ówdzie. Pewnego razu wyjechałam do Zakopanego i tam poznałam mojego męża, mieszkańca Kalisza, stąd się tu znalazłam.
Czy kiedy byłaś dzieckiem podobał Ci się taki migracyjny tryb życia?
Tak. Ja chyba z natury jestem taką wędrowniczką i tak kiedyś jak i teraz lubię jeździć, zwiedzać, być w nowych miejscach. Kiedy zobaczę coś innego niż widzę na co dzień, poznaję nowe miejsca, wtedy jestem szczęśliwa.
Wolisz podróżować po Polsce, czy poza jej granice?
Wydaje mi się, że Polska jest tak pięknym krajem, ma tyle cudownych miejsc, że człowiek nie jest w stanie w ciągu całego swojego życia odwiedzić wszystkich. Bywam co jakiś czas również za granicą, odwiedzam ciekawe miejsca, do których zawsze chętnie wracam, jeśli nie fizycznie to chociaż pamięcią. Dzięki temu, że moje dzieci mieszkają poza Polską to mam teraz możliwość częściej podróżować i właśnie do nich wyjeżdżam najchętniej. Zawsze gdy je odwiedzam organizują dla mnie ciekawe wycieczki, razem zwiedzamy. Jadę na święta do córki do Londynu, gdzie mamy w planie już kilka wyjazdów. Na pewno też odwiedzimy mojego syna, który mieszka w Brukseli. Mamy zamiar zwiedzić też Brugię – to podobno piękna miejscowość, nazywana belgijską małą Wenecją. Jeżeli pogada będzie temu sprzyjała obejrzymy tam rzeźby w lodzie.

Masz jakieś wspomnienie z wyjazdu z dawnych lat, do którego często wracasz pamięcią, który najmilej wspominasz?
Mam takie wspomnienie z wczesnej młodości, kiedy po raz pierwszy miałam okazję wyjechać do Jugosławii, do miejscowości Splik nad Adriatykiem. Tam zobaczyłam po raz pierwszy palmy, a także przepiękną zieleń, kwiaty, wodę, cudowną pogodę. Jako młoda dziewczyna byłam tym zauroczona, różnorodność wyznaniowa i egzotyka tego miejsca zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ja w ogóle bardzo lubię ciepło. Pamiętam że był wtedy maj, a w Polsce bywa różnie w tym okresie, więc kiedy wspominam ten wyjazd to na pierwszym planie czuję to ciepełko.
Czy marzy Ci się jakieś miejsce, które zawsze chciałaś odwiedzić, a z różnych przyczyn nie miałaś takiej okazji?
Zawsze chciałam odwiedzić tą moją Bogatynię i to się udało. Mam kuzynkę, moją imienniczkę, która mieszka w Kanadzie. Udało się jej, już kilka lat temu, odwiedzić mnie w Polsce. Zaproszenie do niej jest ciągle otwarte, tylko że ja stale nie mam czasu, aby odbyć tą podróż. Jest jeszcze wiele miejsc, zarówno w Polsce jak i na świecie, które chciałoby się odwiedzić, niestety chyba życie jest za krótkie, żeby spełnić wszystkie takie marzenia.
Marzą ci się podróże, kiedy będziesz już wolna od wszelkiej pracy zawodowej i społecznej?
Tak, ale w zasadzie ja trwam w tym marzeniu, bo właściwie każdy mój wolny moment poświęcam na podróże bliskie lub dalsze. Podróżowanie towarzyszy mi przez całe moje życie. Myślę, że moim marzeniem zaszczepiłam również moje dzieci i stąd pewnie mogę sobie zawdzięczać to, że również one są takiego niespokojnego ducha, wywędrowały i nie mam ich przy sobie. Ale tak już jest, że przychodzi okres, kiedy nie urządzamy już życia naszym dzieciom, nie mamy wpływu na ich wybory i pozostaje nam tylko pogodzić się z ich decyzjami. Skoro to ich uszczęśliwia, to pozostaje nam tylko to zaakceptować, choć ten wątek jest dla mnie trudny z uwagi na tęsknotę. Ja mam już trójkę wnuków, także tęsknię nie tylko za dziećmi, ale i za wnukami, które zawładnęły moim sercem w całości.
Co jeszcze sprawia Ci przyjemność w wolnym czasie, coś tylko dla Ciebie, poza momentami w gronie najbliższych i podróżami?
Lubię sobie poczytać, na co mam niestety zawsze zbyt mało czasu. To już jest takie charakterystyczne w mojej rodzinie, bo moja mama, zawsze zapracowana kobieta, mówiła: „Chciałabym mieć na starość bujany fotel i bibliotekę”. Ja to marzenie chyba przejęłam po mamie, myślę, że i moja córka też kiedyś sobie tak zamarzy, bo jest molem książkowym. Córka tą pasje wpoiła również synowi, ponieważ była pięć lat starsza czytała mu bajki, zaciekawiała różnymi książkami, aż w końcu i on zaraził się humanistyką.
Jak rozpoczęła się Twoja historia z „Amazonkami”?
To długa historia, bo moje życie składa się jakby z dwóch części. Pierwsza z nich jest raczej tradycyjna, jak w życiu większości kobiet. Dorastamy, uczymy się, kończymy jakieś szkoły, wychodzimy za mąż, zakładamy rodziny. Tak też wyglądało moje życie do roku 1997. Wtedy właśnie zachorowałam na raka piersi i wówczas wydawało mi się, że to już dla mnie koniec. Na szczęście dość szybko uporałam się z takim niedobrym myśleniem i wtedy zaczął się ten drugi etap. Ja zawsze powtarzam, że to moje drugie, lepsze, cenniejsze życie, bo dopiero w takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę z wartości życia. Dopiero wtedy uświadamiamy sobie, że coś, co wcześniej wydawało nam się wielkim problemem, to w takim momencie nie ma zupełnie żadnego znaczenia. Myślę, że wdzięczność za to, że drugie życie zostało mi podarowane, tak mnie uskrzydliła, że teraz właściwie zapominam się w mojej pracy, jeszcze do niedawna zawodowej, teraz społecznej. Z każdym kolejnym dniem, kiedy spojrzę w okno i widzę słoneczko które kocham, jestem szczęśliwa, że znowu się budzę, że czekają przede mną kolejne zadania, że znowu mogę się czymś wykazać.
Kto był dla Ciebie największym wsparciem podczas choroby?
Największym wsparciem był chyba syn, który był wówczas studentem Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Przychodził, dbał o mamę, ale też i cierpiał, co było dla mnie bardzo trudne. Mężczyźni są niestety słabsi psychicznie od kobiet, więc kiedy miałam ochotę popłakać sobie w domu, to musiałam to robić w ukryciu, ponieważ reakcje mojego męża nie były zgodne z moimi oczekiwaniami. Nie bardzo potrafił sobie poradzić z tym co nas zastało, więc jako kobieta musiałam być silniejsza i szybko stanąć na nogach, żeby prócz choroby nie zawaliło mi się życie rodzinne. Musiałam być po prostu dzielną i udało mi się.
Czy to właśnie choroba spowodowała, że zaangażowałaś się w sprawy społeczne, czy wcześniej miałaś już styczność z taką działalnością?
Co prawda nie byłam członkinią żadnych stowarzyszeń, ale w mojej pracy zawodowej działalność społeczna gdzieś z boku zawsze mi towarzyszyła. Najczęściej pracowałam w dziale personalnym czy dziale kadr, gdzie załatwiałam różne sprawy socjalne ludzi. To było jakby takim wprowadzeniem w moją późniejszą działalność społeczną, niemniej zawsze miałam satysfakcję kiedy mogłam coś załatwić dla kogoś w trudnej sytuacji, czy pomóc osobie chorej. To co dzisiaj robię, daje mi ogromną satysfakcję.
Jak się czujesz w roli radnej, wybranej już na drugą kadencję, czy czujesz po wyborach przypływ nowej energii?
Kiedy człowiek decyduje się na taką działalność, to musi podejść do tego bardzo poważnie, zdawać sobie sprawę z tego, że praca na rzecz społeczeństwa jest na pierwszym planie. Tutaj nie mam żadnych zaskoczeń, ponieważ podczas pierwszej kadencji zdobyłam pewne doświadczenie. Myślę że to, że przeszłam, świadczy o dobrej ocenie za pierwszą kadencję. Jestem przygotowana i pełna energii na dalszą działalność.
Jak myślisz, czym zdobyłaś taki szacunek i uznanie ludzi, że na każdym kroku starają się Ciebie wspierać?
Staram się być odpowiedzialna. Jeżeli podejmuję się jakiegoś zadania, to chcę je wykonać najlepiej jak tylko potrafię, jeżeli tylko są ku temu możliwości.
Która praca sprawia Ci największą satysfakcję?
Wszelka praca na rzecz społeczeństwa. Grupą społeczną, do której najczulej podchodzę, są starsze, niepełnosprawne osoby, przede wszystkim kobiety. Z racji tego, że znalazłam się w takim środowisku, które mogłam dobrze poznać (bo oprócz problemów zdrowotnych także różne inne problemy tych kobiet), wypracowałam sobie metody pracy, które przynoszą konkretne efekty. To jest bardzo satysfakcjonujące.
Dużo się uśmiechasz, sprawiasz wrażenie osoby miłej i serdecznej. Czy to pomaga w pracy z ludźmi? Bo na pewno rozładowuje napiętą atmosferę.
Myślę że tak, poza tym lubię się uśmiechać i jest mi bardzo miło, kiedy ktoś odwzajemnia ten uśmiech, bo wtedy wiem, że mam z tą osobą dobry kontakt, że można się otworzyć i podejść poważnie do takiej czy innej sprawy. Z uśmiechem na twarzy łatwiej rozwiązuje się problemy, choć w niektórych przypadkach jest o ten uśmiech trudno. Niemniej zawsze staram się poprowadzić rozmowę tak, żeby ktoś bardzo spięty, zestresowany, na moment zapomniał o kłopotach, żebyśmy mogli szczerze porozmawiać, bo ze szczerości wynikają możliwości łatwiejszego poradzenia sobie ze wszelkimi problemami.
Jesteś bardzo zapracowana osobą. Czy potrafisz zachować odpowiednie proporcje pomiędzy pracą a rodziną?
Myślę, że w moim wypadku to plus, że moje dzieci są dorosłe i mają już swoje rodziny. Stanowimy rodzinę razem z mężem, który pewnie czuje się ostatnio przeze mnie bardzo zaniedbany. Niestety, nie ma wyjścia, musi się przyzwyczaić. Myślę, że częściowo już dawno to zaakceptował, bo dopinguje mnie w jakimś sensie w tej mojej działalności, godząc się z tym, że często musi siedzieć w domu sam.
Na kogo zawsze możesz liczyć, czy jest to właśnie mąż, czy może najlepsza przyjaciółka?
Zawsze mogę liczyć na rodzinę, oczywiście na męża, ale także na moje dzieci, pomimo że są daleko. Z moją córką mamy taki serdeczny, przyjacielski kontakt, jak to kobiety, bo mężczyźni bywają czasem zamknięci, chociaż to bardzo różnie bywa.
Spróbuj teraz wrócić pamięcią do Twojego pierwszego przyjazdu do Kalisza, już u boku męża. Czy pamiętasz jakie uczucie się z tym wiązało?
Na pewno uczucie, jakie było pomiędzy nami, radość z tego, że jesteśmy razem. Jednocześnie taka niepewność, czy poradzę sobie w mojej nowej sytuacji, w nowym otoczeniu, no i jako żona, co jeszcze nie bardzo wtedy do mnie docierało. Targały mną różne obawy, ponieważ jako młoda dziewczyna dużo podróżowałam, to mniej uczyłam się w domu bycia żoną. Były problemy z gotowaniem, bo przy mamie jakoś sobie radziłam, ale z dala od domu rodzinnego było trudniej. Od początku byliśmy w Kaliszu sami i musieliśmy się nawzajem wspierać, nie wiedzieliśmy czy damy sobie radę. Kiedy pojawiły się dzieci, nie wiedziałam, czy będę umiała je wychować, ale my, kobiety, chyba mamy już coś takiego, że nawet nie umiejąc pewnych rzeczy, potrafimy jakoś sobie poradzić.
Czy wierzysz w kobiecą intuicję? Jeśli tak, to jak ona się u Ciebie objawia?
Tak, oczywiście. Na każdym kroku pomaga w podejmowaniu decyzji, czy to przy wychowywaniu dzieci, czy przy rozmowach z ludźmi. Często głębokie spojrzenie w czyjeś oczy mówiło mi wszystko i wtedy intuicja podpowiadała, jak zachować się w stosunku do danej osoby, czy być otwartą, czy lepiej zaczekać i jeszcze lepiej ją poznać. Prawie nigdy mnie nie zawiodła.
Czy po pierwszym przyjeździe do Kalisza miałaś już obraz miasta, w którym chciałabyś zamieszkać na zawsze?
Wówczas jako młoda dziewczyna i żona, byłam tak zakochana w moim mężu, że ważniejsze dla mnie było to, żeby być razem, gdziekolwiek. Kalisz od początku mi się spodobał i czuję się w nim dobrze. Przez pierwsze lata pobytu tutaj często wracałam pamięcią do poprzednich miejsc zamieszkania, ale teraz Kalisz stał się najważniejszym miejscem mojego życia. Obecnie nawet podczas krótkich wyjazdów pod koniec pobytu myślę już o powrocie.
Dużo podróżujesz, więc masz porównanie. Powiedz mi, jacy są ludzie w Kaliszu? Czy rodowici kaliszanie mają jakieś charakterystyczne cechy charakteru?
Myślę że nieco się różnią np. od mieszkańców Śląska. Tam chyba jest większa otwartość między ludźmi, tutaj ludzie potrzebują trochę czasu żeby się otworzyć, zaprzyjaźnić, ale kiedy już to nastąpi, to ma się przyjaciół na całe życie. Mam wielu przyjaciół wśród rodowitych kaliszan i mogę powiedzieć, że stali się oni dla mnie prawie rodziną, jest mi z nimi dobrze, świetnie się rozumiemy.
Jakie wymagania stawiasz osobom z którymi współpracujesz?
Przede wszystkim cenię sobie uczciwość, to jest najważniejsza cecha, a na drugim miejscu stawiam lojalność. Sytuacje konfliktowe czy różnice charakteru jesteśmy w stanie jakoś rozwiązać, dojść do kompromisu, jeśli te dwa wymogi są spełniane przez obie strony. Zdarza się, że pojawiają się na mojej drodze jacyś toksyczni ludzie, ale staram się ich unikać, nie marnować czasu na drobne utarczki.
Czy jako kobieta lubisz zmiany?
Tak. Najczęściej w domu robię drobne przemeblowania, np. przestawienie stolika z jednego kąta do drugiego, także zmiany we własnym wyglądzie, na ile są możliwe, zawsze są korzystne. Również wszelkie zmiany w mieście, dążące do jego dobrobytu. Kiedy miasto pięknieje to wszyscy są szczęśliwi. W społeczeństwie zmiany na lepsze też są czymś pozytywnym.
Kto w dzieciństwie był Twoim autorytetem i czy później zmienił się Twój wzór do naśladowania?
Największym autorytetem była zawsze oczywiście moja mama, która była jednocześnie mamą i koleżanką, była dla mnie wszystkim. Zawsze zwracam uwagę na ludzi mądrych, przede wszystkim kobiety, np. nasze panie w sejmie, również kobiety w działalności menadżerskiej, ale także aktorki i piosenkarki z mocnymi charakterami. Imponują mi również młode dziewczęta, które chcą zadbać o swoją przyszłość i robią wszystko, żeby ich plany się ziściły. W ogóle uważam, że obecna młodzież jest bardzo mądra i na pewno w przyszłości wiele osiągnie.
A jakie jest Twoje największe osiągnięcie, w dowolnej sferze życia, co uważasz za swój największy sukces?
Za największe osiągnięcie uważam to, że moje dzieci usamodzielniły się, jestem z nich dumna, z tego co robią, że pozakładali własne rodziny, że wychowują już swoje dzieci. Myślę, że dla mnie jako kobiety to wielki sukces, bo w ich sukcesach mam swoją niepodważalną zasługę, rodzina jest najważniejsza. Na drugim planie stawiam moją działalność społeczną, która przynosi efekty.
Największe wyzwanie w Twoim życiu?
Powrócę tutaj do początku tego mojego „drugiego życia”, kiedy usłyszałam diagnozę i to, że muszę wyjechać z Kalisza żeby się leczyć. Nie mogłam pogodzić się z tym, że muszę wyjeżdżać, nie rozumiałam dlaczego nie mogę leczyć się na miejscu, blisko rodziny. Wtedy dotarło do mnie, że takie duże miasto, wówczas jeszcze wojewódzkie, drugie po Poznaniu pod względem wielkości, nie ma w szpitalu oddziału onkologii. Na początku były pytania do siebie i innych, aż w końcu przyszedł czas na działanie. Udało się, moje wyzwanie się ziści, bo w 2012 roku będzie w naszym mieście oddział onkologii z pracownią radioterapii.
W jakim kierunku powinna podążać działalność władz, aby ułatwić niepełnosprawnym egzystencję w Kaliszu?
Moim zadaniem w tej kadencji będzie doprowadzenie do stworzenia Ośrodka Integracji Stowarzyszeń Osób Niepełnosprawnych. Chciałabym, żeby ten ośrodek powstał przy ul. Skalmierzyckiej, blisko Parku Przyjaźni. Oczywiście pewne rozmowy i przymiarki do tego już przeprowadziłam w poprzedniej kadencji, natomiast teraz chciałabym aby stało się to faktem.
Dużo jest takich stowarzyszeń w Kaliszu?
Tak, bardzo dużo jest osób zrzeszonych w różnych stowarzyszeniach, ale mamy też tą świadomość, że jeszcze część ludzi pozostaje w domu z różnymi nietypowymi schorzeniami. Wiele osób cierpi z powodu tego, że nie znalazł się ktoś, kto przygarnąłby tych chorych i założył dane stowarzyszenie.
Jakie cechy Twojego charakteru pomagają Ci w tych działaniach społecznych?
Przede wszystkim odpowiedzialność, stanowczość i nieustępliwość.
A czy zdarza Ci się czasem zostawiać jakieś obowiązki na ostatnia chwilę?
Tak. Przyznaję się, że tak. Jest ich tak dużo, że zdarza się to bardzo często, ale myślę że nawet robiąc coś na ostatnią chwilę i tak zawsze wychodzę na prostą.
Potrafisz określić właściwy kierunek postępowania w trudnych sytuacjach?
Przynajmniej się staram i myślę, ze najczęściej się udaje. Oceniając efekty swojej pracy jestem dość krytyczna wobec siebie, miewam niekiedy wrażenie, że mogłam coś zrobić lepiej, ale jestem tylko człowiekiem.
A czy masz jakieś kobiece słabości? Co Cię wzrusza?
Wzrusza mnie los drugiego człowieka, który ma jakieś problemy, to na pewno. Stykam się z tym dość często i zawsze jest to dla mnie mocne przeżycie, czasem trudno powstrzymać łzy. Mam też typowe kobiece słabości np. zdarza mi się, że nie mogę się oprzeć, żeby kupić sobie jakiś drobiazg na tak zwane „poprawienie humoru”, ale to chyba wszystkie kobiety mają z tym problem. W ogóle jestem bardzo kobieca.
Masz jakieś obawy związane z Twoją przyszłością?
Osobom, które doświadczyły dość poważnych przeżyć zdrowotnych, chyba zawsze towarzyszy taki strach o własne zdrowie. Oczywiście są to obawy o stopniu umiarkowanym, które nie przysłaniają celów życiowych, ale gdzieś w głębi duszy ten lęk pozostaje.
Czy przejmujesz się tym co myślą o Tobie inni?
Trochę tak, ale mam taką zasadę według której wychowała mnie mama, że najważniejsze jest, żebyś wiedziała kim jesteś i co robisz. To jest najważniejsze, bo ludzie zawsze będą osądzać dobrze, lub źle. Ty musisz sama sobie odpowiedzieć na pytanie o to, kim jesteś i jeżeli Ciebie satysfakcjonuje odpowiedź, to wystarczy.
Co Twoim zdaniem łączy pokolenie młodych i starszych kaliszanek?
Przede wszystkim, że są to piękne kobiety, bardzo ambitne. Ja jestem zachwycona młodymi kaliszankami i mogę tylko powiedzieć, że jestem trochę zazdrosna o ich wiek, ale to jest taka zdrowa zazdrość.
Czy myślisz, że odnalazłaś już własną drogę, czy nadal jej szukasz?
Myślę, że odnalazłam dawno temu, rozpoczynając jako młoda dziewczyna życie w nowej sytuacji, czyli zakładając rodzinę. Podążam ciągle tą samą drogą, dążąc do tego, żeby sprawdzić się jako człowiek, żeby zawsze wiedzieć, że to co robię ma sens, w ogóle że życie ma sens. To jest najważniejsze.

2 komentarze:

  1. Świetnie się czyta! Gratuluję, Iwonko!
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. wywiad odzwierciedla charyzmę pani Basi, a pani Iwonka w znakomity sposób prowadzi wywiad!Super

    Kerrey

    OdpowiedzUsuń