Kaliszanki, seniorki i juniorki, o gender...

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Iwonka Konieczna - Harcerzem jest się przez całe życie…

Bohaterka tekstu: Urszula Góral

Świadomość tego, z czego wyrośliśmy, daje nam wielką siłę. Gdzie są twoje korzenie? Urodziłaś się w Kaliszu?
Moje korzenie są w Zdunach. Jest to małe miasteczko koło Krotoszyna, dawniej na granicy zaboru pruskiego. Stamtąd pochodzą moi rodzice, w okolicach Zdun i Krotoszyna mieszkają moi bracia. Miałam ich pięciu, ja jestem najstarsza, jeden z braci już zmarł.

Ja pochodzę ze Zduńskiej Woli, ale wbrew temu, z czym kojarzy się nazwa, było to miasto tkaczy. Byłam w Zdunach na plenerze ceramicznym, dlatego wiem, że w tym przypadku nazwa jest adekwatna do miejsca.
Tak, bo jest tam kaflarnia. Kiedyś znana, dobrze prosperująca, teraz nawet nie wiem, czy jeszcze odbywa się produkcja .

A jak znalazłaś się w Kaliszu, co Cię tu sprowadziło?
Praca. Skończyłam Studium Nauczycielskie w Poznaniu. Zaproponowano mi pracę w poznańskim internacie lub w szkole w Kaliszu. Ponieważ marzyłam o pracy nauczyciela, wybrałam szkołę w Kaliszu. Tu poznałam swojego męża, wyszłam za mąż i tak tu mieszkam już pięćdziesiąt lat. Kiedy przyjechałam do Kalisza był rok 1960, wielki rok, bo miasto miało wtedy równo XVIII wieków. Wtedy Kalisz był o wiele mniejszy. Na ulicy Polnej kończyło się miasto, dalej w stronę dworca rosły zboża. Na mojej ulicy były „kocie łby” i ogrody. Potem, w ciągu kilku lat, wszystko to zaczęło się zmieniać, na moich oczach Kalisz znacznie zwiększył liczbę mieszkańców, bo w zasadzie cały Kaliniec i Dobrzec to jest jakby drugie, nowe miasto, nie mówiąc już o tych willowych dzielnicach, jak Majków i Zagorzynek.

Czy coś Cię zauroczyło w Kaliszu, kiedy się tu wprowadziłaś? Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z Kalisza?
Kalisz miał swój urok, zupełnie inny niż Zduny. Tam było cicho, spokojnie, konia z wozem można było spotkać. Pamiętam, jak czekałam na rozmowę w sprawie pracy w obecnym starostwie, zaraz obok jest park i ponieważ przyjechałam pociągiem i miałam trochę czasu, poszłam sobie na spacer. Byłam zauroczona tym, że w centrum miasta jest tak piękny park. To było moje pierwsze wrażenie. Podczas spaceru po tym parku natknęłam się na Teatr. To było drugie wielkie zauroczenie, bo Teatr jest piękny, jego bryła budzi zachwyt wielu ludzi, którzy przyjeżdżają tu na spektakle. Poza tym w centrum miasta jest wiele kościołów, każdy piękny w swoim rodzaju.

A jakie jest Twoje ulubione miejsce w Kaliszu teraz, kiedy już lepiej poznałaś miasto i zadomowiłaś się?
Działka. Mam działkę na Majkowie, od mojego domu jest to niecałe dwadzieścia minut pieszo, więc jak tylko mogę, nie tylko latem, również zimą, odbywam tam spacer w tę i z powrotem – to taki mój rytuał. Spędzam tam większość wolnego czasu. Lubię pracę w ogródku przy kwiatach, uwielbiam słońce, bardzo się tam relaksuję.

Czy to jest twój ulubiony sposób na relaks?
Tak. Ostatnio jeszcze kupiłam kijki do nordic walking. Co prawda nie widzę jeszcze zbyt wielu osób w Kaliszu, spacerujących z takimi kijkami, ale na tej trasie, którą ja chodzę, czyli nad Bernardynką, czasami kogoś z nimi spotkam.

Dosyć wcześnie zaczęłyśmy dzisiejszą rozmowę. Jaki jest Twój sposób na dobry początek dnia?
Na dobry początek dnia najlepsza jest kawa. Właściwie rano mam najwięcej energii, więc przygotowuję sobie plan dnia. Niewiele jem na śniadanie, ale zawsze rano przygotowuję obiad, ponieważ jestem człowiekiem dosyć zajętym i później w ciągu dnia nie mam czasu o tym myśleć.

A co Cię pobudza do działania?
Jestem chyba z urodzenia społecznikiem. Moje motto życiowe to „być użyteczną dla innych”. Dla moich dzieci przede wszystkim, dla rodziny, ale także dla innych. Każde takie działanie dodaje mi energii.

A co cię wycisza?
Muzyka. Lubię też śpiewać.

A jakiej muzyki lubisz słuchać ?
Ostatnio dostałam od znajomego płytę, którą sam nagrał i na której znajdują się utwory z przebojami z lat naszej młodości. Słucham jej na działce i w domu. W okresie późnej dorosłości /tak określa nasz wiek prof. Osowski/ uczę się jeszcze angielskiego, na tym samym odtwarzaczu puszczam płyty do nauki języka. Muszę przyznać, że to już działa, bo byłam rok temu w Preston w Anglii, jeszcze jako radna, i tam już mogłam sobie wejść do restauracji i zamówić herbatkę, kawę, czy zapytać o pokój w hotelu. Podstawowy zakres wyrazów już poznałam, ale uczę się dalej. Nauka języka jest też doskonałym sposobem na poprawę pamięci.

Lubisz podróże?
Lubię. Po raz pierwszy leciałam samolotem właśnie do Anglii. Zastanawiałam się kiedyś, czy zdarzy mi się jeszcze, że polecę samolotem. Wszyscy moi znajomi pytali, czy się nie boję. Jakoś się nie bałam, lot odbył się niezwykle spokojnie w jedną i w drugą stronę. Moje dzieci prosiły „Mamo, zaraz zadzwoń jak tylko staniesz na ziemi!”, bo to przecież taki czas, że tych katastrof tyle..

A Ty czego się boisz?
Boję się kłamstwa, obmowy, nieprawdziwych opinii. Ponieważ zawsze oprócz pracy zawodowej działałam społecznie, często opinia publiczna oceniała moją działalność. Najgorzej jest, kiedy człowiek nie może się bronić przed fałszywą opinią. Tego zawsze się obawiałam.

Czyli to są obawy związane z ludźmi, ich negatywnymi cechami charakteru. A jakie cechy najbardziej cenisz u ludzi?
Szczerość. Najbardziej cenię szczerość. Sama należę do ludzi, którzy mówią to, co myślą i tego oczekuję w zamian. Nie jestem pamiętliwa, przechodzę na drugi dzień do porządku dziennego w rozmowach z ludźmi, z którymi wcześniej się starłam. Oczywiście, nie wszystkich stać na to, żeby powiedzieć słowo przepraszam, obnoszą się nieraz ze swoja niechęcią, ale mnie to nie zraża. Uważam, że trzeba mówić prawdę – oczywiście nie w każdym przypadku, bo nie mówi się choremu, że umiera, prawda? Ale uważam, że jak mam coś komuś do powiedzenia, to powiem i już, choć czasem nie jest łatwo tak żyć.

Jaka największa zmiana nastąpiła w Twoim życiu? Czy była to zmiana pracy z zawodu nauczyciela?
Tak. Mogę powiedzieć, że moja kariera zawodowa postępowała w miarę jednostajnie wzwyż. Byłam nauczycielem w szkole podstawowej, potem w średniej, byłam też dyrektorem szkoły. Później przeszłam do nadzoru pedagogicznego, najpierw w Urzędzie Miejskim, później w Kuratorium. Mogłam wykorzystać swoje doświadczenie nauczycielskie i dyrektorskie do pracy w nadzorze pedagogicznym.

Twoje największe osiągnięcie zawodowe?
Zawsze moi zwierzchnicy doceniali moją pracę. Najbardziej cenię sobie Medal Komisji Edukacji Narodowej za pracę zawodową, a także Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Wiele satysfakcji sprawiła mi także praca radnej przez dwie kadencje. Poza pracą zawodową było to wielkie wyzwanie, mogłam służyć swoim doświadczeniem, zdobytym w zawodzie nauczycielskim. W pierwszej kadencji pełniłam funkcję przewodniczącej Komisji Edukacji i Szkolnictwa Wyższego. Tworzyliśmy bazę pod Wyższą Szkołę Zawodową. Przez moje ręce i mojej komisji, przechodziły uchwały, które przekazywały Wyższej Szkole Zawodowej starą, wyremontowaną drukarnię, która była zaczątkiem szkoły przy Nowym Świecie. Potem zakupiliśmy teren po jednostce woskowej, tam gdzie teraz jest Campus PWSZ-u. Byliśmy wtedy krytykowani za to, że tak wszystko oddajemy, bo przecież wyższa szkoła zawodowa będzie niezależna, nie będzie podlegała miastu. Uważam jednak, że była to doskonała decyzja, która przyniosła wiele dobrego i jak patrzę na to, jak obecnie radzi sobie Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa, jak się rozwija, jak rozbudowuje, to moje serce rośnie.

Czujesz, że jej sukces jest waszym sukcesem, również Twoim. A co jeszcze chciałabyś po sobie zostawić?
Od kilku lat zaangażowałam się w działalność na rzecz Uniwersytetu Trzeciego Wieku i to z nim wiążę swoje plany, bo pracuję w zarządzie. To wielka radość patrzeć, jak się rozwija, jak rośnie ilość sekcji, jak ludzie mogą tutaj po zakończeniu działalności zawodowej uczyć się, zadbać o rozwój nie tylko umysłowy, ale i fizyczny, bo mamy bardzo dużo sekcji sportowych. Sama uczę się pływać. Jak się nauczę, to na pewno będzie to także moje wielkie osiągnięcie.

Jaka jest Twoja największa życiowa pasja? Co zawsze sprawiało Ci wielką radość, a co może, z różnych przyczyn, zaniedbałaś?
Harcerstwo. Od dziecka aż po dzień dzisiejszy jestem harcerką. Jestem obecnie przewodnicząca Komisji Rewizyjnej przy Komendzie Hufca. Harcerzem jest się przez całe życie.

No to odkryłyśmy naszą kolejną wspólną pasję. Ja też przez wiele lat byłam harcerką.
Byłam”?

Tak. Niestety, moja drużyna rozpadła się w momencie, kiedy jej członkowie rozjechali się w różne strony Polski na studia. Jednak do dziś utrzymujemy kontakt, najlepsi przyjaciele to nie znajomi z ławek szkolnych czy sąsiedztwa, ale właśnie harcerze ze zduńskowolskiego hufca. Spotykamy się przy każdej okazji powrotu do rodzinnej miejscowości, a w wakacje zawsze staramy się gdzieś wspólnie wyjechać i spędzić czas na łonie natury, w gronie znajomych, których łączą wspólne pasje.
O właśnie. Bo harcerstwo to jest taki styl życia, który muszą lubić wszyscy ci, z którymi jesteś, i który wam odpowiada. Są ludzie, którzy widząc nas tańczących na dworcu w Poznaniu labadę, kiedy wracaliśmy z rajdu – bo należałam również do uniwersyteckiej drużyny – stukali się w głowę. Mieliśmy wtedy po dwadzieścia lat, to była dla nas frajda, że właśnie tak spędzaliśmy wolny czas, a jak się komuś nie podobało, no to się do nas nie przyłączał. Najmilej wspominać będę pracę w harcerstwie, kiedy byłam drużynową, i pracę w komendzie hufca, skąd wyjeżdżaliśmy na wspólne obozy. Stanowiliśmy taką paczkę, w której razem pracowaliśmy, bawiliśmy się, a teraz starzejemy się, do dzisiaj się spotykamy. Działam też w kręgu starszych instruktorów przy Komendzie Hufca, spotykamy się raz w miesiącu i to jest najmilszy dzień, na który wszystkie czekamy. Jest to grupa piętnastu starszych instruktorek. Prywatnie również się przyjaźnimy. Kiedy patrzę z perspektywy czasu, mogę śmiało powiedzieć, że harcerstwo wychowało ogromne pokłady kadry wyspecjalizowanej w różnych dziedzinach, takiej , która sprawdzała się później na różnych stanowiskach kierowniczych.

Wspominając czasy harcerstwa najchętniej wracam pamięcią do wspólnych wyjazdów, rajdów, zlotów harcerzy. Harcerstwo obudziło we mnie miłość do wycieczek pieszych, do podróży. Wiele zakątków Polski poznałam dzięki tym wspólnym wypadom. Jakie jest twoje ulubione miejsce na mapie Polski?
Jarosławiec. Jest to miejsce, do którego jeździłam kilkanaście razy na obozy harcerskie w różnych rolach. Także później, kiedy już nie prowadziłam drużyny, bywałam tam prywatnie, bo Komenda Hufca umożliwiała nam postawienie namiotu, a także przebywanie przy obozie. Biały Dunajec to drugie ulubione miejsce.
W górach z naszym hufcem byłam kilkakrotnie.,

Uwielbiam morze. Co najmniej raz w roku, obojętnie czy latem czy zimą, odwiedzam polskie plaże. Jak wspominasz tamte wyjazdy do Jarosławca? Masz jakieś wspomnienie z tamtych czasów, do którego często wracasz pamięcią?
Trudno wybrać jedno najmilsze wspomnienie, bo jest ich wiele. Przede wszystkim z okresu wyjazdów na obozy harcerskie, bo wtedy nie liczył się czas. Na obozie trzeba mieć czas dla swoich podopiecznych przez 24 godziny. Można było nie spać, wystarczyło się gdzieś chwilę zdrzemnąć i znowu człowiek miał radość i siłę do pracy. Jarosławiec to jest takie magiczne miejsce nad samym morzem, gdzie obóz znajdował się dwieście metrów od plaży. Całe pokolenia Kaliszan tam jeździły, będąc w harcerstwie i nie będąc, bo były takie lata, gdzie mieliśmy trzysta osób na jednym turnusie.

Tam znajdowała się baza Kalisza?
Tak. Kalisz ma tam do tej pory kawałek ziemi. W tej chwili miasto zastanawia się, co z tym zrobić.. Jest to problem, bo kiedy my organizowaliśmy tam obozy, to nie było nic. Budowało się od podstaw kuchnię, latryny, wszystko takie prowizoryczne, a teraz musi już być zaplecze socjalne, no więc doczekaliśmy się jak dotychczas doprowadzenia tam prądu, wody. Kiedyś wodę do picia trzeba było przywozić beczkowozami i roznosić w wiadrach, a mycie odbywało się w morzu.

No ale co to był za kłopot dla prawdziwego harcerza?
Żaden.

Pozazdrościć. My nie mieliśmy żadnej bazy nad morzem ani nawet w górach. Jeździło się do Lucienia i Ślesina. Było jezioro, komary, polowe warunki, wieczory przy ognisku i niczego więcej do szczęścia nie było trzeba. A kto jest dla Ciebie największym wsparciem?
Mój mąż, z zawodu również nauczyciel historii, razem studiowaliśmy. Wielkie szczęście, że mam takiego męża, który mnie rozumie i który pozwala mi na takie częste wyskoki poza dom. Mąż zawsze mnie wspierał, pewnie dlatego, że ma również własne pasje, obecnie, odkąd przeszedł na emeryturę, jego konikiem są szachy. Wcześniej przy Szkole Podstawowej nr 16 prowadził szkółkę szachową przez prawie trzynaście lat, jego podopieczni mieli sukcesy ogólnopolskie. Teraz założyliśmy sekcję brydżowo-szachową przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku i on jest tam wykładowcą. Między innymi dlatego, że mąż ma własne pasje, to nigdy mi nie zazdrościł, zawsze cieszył się z moich sukcesów i to jest, powtórzę, wielkie szczęście, gdy ma się kogoś takiego.. Dlatego dobrze, że oboje mamy swoje zainteresowania i się nie nudzimy. Oprócz wcześniej wymienionych zajęć miałam jeszcze inne. Przez piętnaście lat byłam prezesem Szkolnego Związku Sportowego i przez piętnaście lat – szefem zarządu miejskiego TPD. Było to związane z moją pracą wizytatora w Urzędzie Miejskim.

Uczyłaś w szkole historii, a dodatkowo zajmowałaś się sportem, ciekawe połączenie. Czy ta dodatkowa dziedzina jakoś mobilizowała cię do większej aktywności fizycznej, niż przeciętnego historyka?
Tak, niektórzy nawet mieli mnie za wuefistkę, bo jak się organizowało rozgrywki, to trzeba było również iść na stadion. Poza tym przez całe życie starałam się być czynną fizycznie. Do tej pory chodzę na gimnastykę, może niezbyt regularnie - z powodu braku czasu,. W Szkole Podstawowej nr 18 prowadzi zajęcia dla takich pań, jak ja, moja koleżanka-harcerka Mirosława Kubiak i jest to świetna sprawa, że człowiek utrzymuje sprawność fizyczną. Poza tym, jak wspominałam, uwielbiam spacery.

W zdrowym ciele – zdrowy duch. Masz tak dużo zainteresowań, czy uczyłaś, lub chciałaś uczyć jeszcze jakiegoś przedmiotu?
Uczyłam jeszcze śpiewu, ale o tym to może na końcu, bo chcę abyś posłuchała jednego nagrania.

Podoba ci się Kalisz w jakim dzisiaj żyjesz?
Podoba mi się. Zwłaszcza w ciągu ostatnich lat pojawiło się dużo zmian na lepsze. Wiem, ponieważ przypatrywałam się z bardzo bliska temu, jak działały ówczesne władze. Przez wiele lat pracowaliśmy w szkołach w trudnych warunkach, szkoły borykały się z brakiem pieniędzy na podstawowe rzeczy. Było brudno, nieładnie, a w tej chwili w większości szkół jest jak w bajce. Przeprowadzono program termo-modernizacyjny, który polegał na tym, że w ramach zaciągniętego kredytu reperowano dachy, wymieniano okna, ocieplano budynki i to przynosi efekty w obniżce kosztów na ogrzewanie. Dzięki temu programowi pieniądze z zaciągniętego kredytu zwrócą się w ciągu kilku lat. Przebudowa czy budowa boisk przy bardzo wielu szkołach czy hale sportowe też są inwestycją na lata.

We wszystkich swoich działaniach walczyłaś o to, aby wspierać młode pokolenie, żeby inwestować w młodych ludzi...
..A teraz jeszcze wspieram starsze pokolenie. Uważam, że ponieważ los dał mi taką możliwość to powinnam jak najdłużej działać. Nie zostałam niestety radną na następną kadencję, będę więc mogła poświęcić więcej czasu na pracę w Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Zostałam w tej chwili sekretarzem tego Stowarzyszenia, to jest też wielka odpowiedzialność..

Jak przekonałabyś młodych ludzi do tego, że warto mieszkać w Kaliszu? Co Twoim zdaniem miasto ma do zaoferowania młodym?
Przede wszystkim wyższe uczelnie. Rzeczywiście zrobiliśmy wszystko, żeby powstała Wyższa Szkoła Zawodowa i filia Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, którego jestem absolwentką, także mąż i dwoje moich dzieci. Skończyłam studia w Poznaniu, ale teraz jest też możliwość nauki w tej uczelni w Kaliszu. Powstaje coraz więcej kierunków na wydziale zamiejscowym, co świadczy o tym, że młode pokolenie z Kalisza i okolic ma naprawdę wielką szansę na to, by nie wyjeżdżając daleko, nie narażając rodziców na wielkie koszty, skończyć studia. Natomiast jeśli chodzi o pracę, no to bywa różnie. Bardzo boleję nad tym, że upadł w Kaliszu przemysł włókienniczy, który był kiedyś podstawą tego miasta. Myślę jednak, że powoli zwalczymy również bezrobocie, ono w Kaliszu już nie jest wysokie – poniżej 10%, a było już 20%, więc myślę, że ten najgorszy okres czasu mamy już za sobą.

Gdybyś mogła poprosić Świętego Mikołaja o jeden prezent dla Kalisza, to co by to było?
Może większe pieniążki, bo w Radzie Miejskiej powstała cenna inicjatywa: „Stypendia dla najzdolniejszych dzieci im. Jana Pawła II”. Miasto przeznacza na nie niemałe środki, w tej chwili około pół miliona złotych rocznie. Niestety, ciągle jest dużo takich dzieci, które osiągają naprawdę wybitne wyniki w nauce, a nie załapują się na to stypendium. Byłam w kapitule przyznającej te stypendia i jak dostawaliśmy sześćset podań, a mogliśmy dać stypendium dla czterystu dzieci, to serce człowieka bolało, że jest taki procent dzieci, które, mimo wysiłków i wielkiej pracy, nie otrzymały stypendium. Poprosiłabym więc Świętego Mikołaja o większe dotacje na te stypendia dla dzieci.

A o co poprosiłabyś dla siebie, o czym marzysz?
Chyba tylko o to, żeby jak najdłużej służyło mi zdrowie. Póki co nie narzekam, ale chciałabym jak najdłużej działać, cieszyć się swoją rodziną, moimi dziećmi, swoim mężem.

Urodziłaś się w czasie II wojny światowej, były to ciężkie czasy. Jak oceniasz czasy młodszego pokolenia, czy jest im łatwiej?
Nie pamiętam czasów wojny, byłam małym dzieckiem. Żyliśmy w trudnych czasach, ale wtedy uważało się, że tak powinno być, chociaż było ciężko. Jak teraz patrzę z perspektywy czasu, to wydaje mi się, że młode pokolenie chciałoby mieć wszystko od razu. Każdy musi mieć mieszkanie, samochód, wyposażenie domu, a my zaczynaliśmy dorabiać się malutkimi kroczkami. Mieszkałam początkowo w wynajętym mieszkaniu z dala od domu, ale mogłam liczyć na pomoc miasta. Dostałam dość szybko, po trzech latach pracy, kawalerkę, potem – po kolejnych siedmiu latach – dostaliśmy z mężem obecne mieszkanie. W tym małym mieszkaniu M-3 wychowaliśmy dwójkę dzieci, które jakoś się usamodzielniły. Córka, również nauczycielka, ma swoją rodzinę, dziesięć lat młodszy syn jeszcze nie. Pracuje jako informatyk, mieszka niedaleko, w takim samym mieszkaniu jak nasze.. Myślę, że moje dzieci miały szczęśliwe dzieciństwo.

A jak wspominasz swoje dzieciństwo?
Nie było ono łatwe, ponieważ wychowywałam się w rodzinie wielodzietnej. Jestem najstarsza z rodzeństwa. Zawsze pomagałam mamie, nigdy sama nie byłam na żadnej kolonii. Może to dlatego później, jako osoba dorosła, starałam się jakoś to wynagrodzić sobie i innym; żeby zorganizować wypoczynek, żeby pojeździć po Polsce. Muszę powiedzieć, że między mną i moimi braćmi istnieje silna więź rodzinna. Rodzice moi już oczywiście nie żyją,

Moje dzieciństwo pachnie ciastem drożdżowym z jabłkami. Jaki jest zapach Twojego dzieciństwa?
Zapach lasu, igliwia. Zduny są otoczone lasami. Mieliśmy koło domu kawałek ogródka, kawałek łąki, kawałek sadu. Chlubą Zdun był prawdziwy basen. To była największa radość: czas spędzany w plenerze. I pewnie dlatego jak wilka ciągnie mnie do lasu, na łono natury.

Wspomniałaś, że byłaś autorytetem dla swojego rodzeństwa. Kto był autorytetem dla Ciebie?
Dla mnie autorytetem był ojciec. Do tej pory, już wiele lat po jego śmierci, zdarza mi się zastanawiać, co on by na to powiedział, kiedy mam podjąć jakąś ważną decyzję. Dopóki żył, zawsze naradzałam się z nim, pytałam co by zrobił na moim miejscu, żyliśmy przecież w trudnych czasach., dzięki niemu po części jestem tym kim jestem, bardzo wiele mu zawdzięczam.

Jesteś dość silną osobowością, wzorowałaś się na własnym ojcu, wychowałaś się u boku pięciu braci. Czy masz jakieś kobiece słabości np. łatwo się wzruszasz?
Chyba tak. Wzruszają mnie drobne dowody ludzkiej sympatii. W okolicach imienin, świąt, kiedy dostaję mnóstwo SMS-ów, kartek, życzeń. Utrzymuję zresztą stały kontakt z wieloma ludźmi.

Jakie było największe wyzwanie w Twoim życiu?
Sprawdzić się w rodzinie, ale także zawodowo. Kiedy po ośmiu latach pracy zawodowej zaproponowano mi funkcję dyrektora Szkoły Podstawowej nr 12 byłam młodą dziewczyną już z ukończonymi studiami, to było wyzwanie: żeby się sprawdzić. Przejęłam funkcję po dyrektorce, która odeszła na emeryturę. To była bardzo wymagająca kobieta. Chciałam być tak dobra jak ona. Myślę, że w znacznym stopniu pomogło mi harcerstwo. Poszłam do tej szkoły, założyłam drużynę harcerską, ona patrzyła na mnie z podziwem, że ja z własnej woli – bo zwykle przydzielało się nauczycielowi funkcje dodatkowe – stworzyłam drużynę, pokazałam co potrafię,. Dlatego wydaje mi się, że to właśnie harcerstwo było taką kuźnią kadr kierowniczych, ja to wiem i mówię to z całą odpowiedzialnością. Bardzo wielu moich znajomych właśnie taką drogą obejmowało potem różne funkcje zawodowe.

Udowodniłaś sobie i innym, że kobieta, jeśli chce i posiada pewne cechy, potrafi osiągnąć sukces na każdym szczeblu. Czy w twoim życiu pojawiła się jakaś kobieta, która wzbudziła twój podziw, jakiś wzór kobiety godny naśladowania?
Miałyśmy w Kaliszu taką druhnę Winię, nie wiem czy o niej słyszałaś, Winia Kulczyńska. To była przedwojenna harcerka, która w ciężkich czasach stalinowskich próbowała prowadzić harcerstwo na wzór przedwojenny, jak Małkowscy, czy Baden Powell. Nie do końca mogło jej się to udać, bo oczywiście miała tu przeciwników. Była dla nas autorytetem i wzorem, ciepła, miła, przesympatyczna. Na pierwszym obozie z Komendy Hufca z Kalisza byłam u niej oboźną we wspomnianym przez Ciebie Wilczynie.

Na koniec opowiedz mi jeszcze, jak to było z tą muzyką. Pamiętam, że żadne spotkanie harcerzy nie mogło się odbyć bez wspólnych śpiewów, czy to na zbiórkach, czy przy ognisku.
W harcerstwie śpiewałam zawsze z przyjemnością, może też dlatego byłam inicjatorką założenia w Uniwersytecie Trzeciego Wieku chóru i sama również w nim śpiewam. Ten śpiew jest dla mnie również pasją; śpiewam żeby wyrazić swoje dobre samopoczucie. Kiedyś przez kilka lat śpiewałam w chórze nauczycielskim u profesora Rubińskiego. No to może teraz pokażę ci nagranie z koncertu naszego chóru. Dopiero od roku śpiewamy, ale mamy profesjonalnego dyrygenta, panią Elżbietę Miniecką i mam nadzieję, że nasze umiejętności będą również profesjonalne.. Póki co jest to chór żeński, bo panom chyba brakuje odwagi. Pokażę Ci nagranie koncertu z okazji inauguracji roku w UTW...

3 komentarze:

  1. Ula,jesteś dzielną i godną podziwu kobietą. Podziwiam Twoją energię i żywotność. Życzę Ci wszelkiego powodzenia na piękną jesień życia.
    Zawsze życzliwa Ci koleżanka Stefa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ula fajna z Ciebie babki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ula jak Ula, ale "dziennikarka" słabo...

    OdpowiedzUsuń