Odczarować gospodynię domową
O solidarności międzypokoleniowej, emeryturach – między innymi nawet dla kobiet, które całe życie były pracującymi na rzecz domu gospodyniami, o kobietach odpychanych od dziejów i potrzebie pisania historii na nowo, o ciast pieczeniu po godzinach, toksycznym wychowaniu i babskiej upierdliwości opowiadała na niedzielnym „równobabkowym” spotkaniu Sylwia Chutnik. Przyjechała do Kalisza, bo - jak mówi – podziwia inicjatywę kaliszanek.
To naprawdę niezwykłe, że udało się
zwabić do Kalisza osobę tak zapracowaną i rozchwytywaną: Sylwia
Chutnik, z mediów znana jako „ta z czerwoną grzywką”,
trzydziestokilkulatka, to kobieta sukcesu, dziennikarka,
kulturoznawczyni, działaczka genderowa, mama do kwadratu – bo nie
tylko rodzicielka dziesięcioletniego dziś syna, ale też prezeska
fundacji MaMa zabiegającej o poprawę losu polskich matek. No a
przede wszystkim uznana pisarka, na którą w 2008 roku spłynął
deszcz nagród za debiutancki „Kieszonkowy atlas kobiet”, między
innymi „Paszport Polityki, i która od debiutu napisała kolejne
dwie książki - „Dzidzię” i „Warszawę kobiet” oraz dwie
następne - czekające na wydanie w tym roku: zbiór felietonów
„Mama ma zawsze rację” i powieść „Cwaniary”.
Tematem rozmów z pisarką było oczywiście nie tylko jej pisarstwo. Sylwia Chutnik aktywnie walczy o prawa kobiet i jakość ich życia na każdym etapie.
Zapytana o opinię na temat rządowego
projektu zmian wieku emerytalnego, Sylwia Chutnik tłumaczy, że
prowadzona przez nią Fundacja MaMa już dawno zajmowała się
sprawami emerytur, stając murem za tymi paniami, które pracując na
rzecz domu, nie podejmują pracy zawodowej.
- To grupa ponad półtoramilionowa.
Te osoby, które rezygnują z podejmowania pracy zarobkowej też
spełniają poważne zadania, dbając, by w domu wszystko było
zrobione, obiad był na czas, dzieci odprowadzone, a mąż ze
śniadaniem odesłany do pracy. Nie można zabierać im znaczenie i
pozbawiać szans na przyszłe świadczenia emerytalne. Staramy się
walczyć o to od kilku lat - mówi. Ale w trakcie pertraktacji na
temat losu gospodyń pojawił się nowy, kontrowersyjny projekt. -
Pomysł przedłużenia wieku emerytalnego kobiet wstrząsnął nami.
Nie stoi za tym nic, co mogłoby poprawić sytuację kobiet. Teraz
te kobiety, które i tak pracują normalnie, czyli w praktyce
podwójnie, mają jeszcze pracować dłużej, a ponadto nie wiadomo,
co je czeka. Przecież oczywiste jest, że ZUS to kolos na
chwiejnych nogach, więc niewiadomą jest, jaka będzie wartość
tej emerytury, na którą pracujemy całe lata. Problem jest
złożony, najgorsze, że nie ma w Polsce spójnej polityki
społecznej – komentuje Chutnik.
Czy coś się da zrobić, by temu
przeciwdziałać i jaki więc powinien być kierunek działań?
- Nie wiem. Dokładnie trzy tygodnie
temu zorganizowałyśmy konferencję w sprawie emerytur, taki rodzaj
okrągłego stołu. Dyskutowaliśmy z przedstawicielami partii,
wszyscy uznali, że to ważny problem, że zainteresują tym swoje
partie... Gdybym była krótkowzroczna, uznałabym, że zrobiłam
już swoje, przecież dyskusja się odbyła, więc sprawa została
poruszona, ale mam takie dziwne przeczucie, mam obawę, że to może
tylko na tym spełznąć, nie wejść w świat taktyczny, że to nic
nie da.
O zmianach, jakie nastąpiły w
sytuacji kobie na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci Sylwia
Chutnik mówi:
- Kobiety były odpychane wręcz od dziejów, od
spraw ważnych dla narodu, rewolucje były im oszczędzane. Czasem
przełomu zawodowego dla kobiet był rok 1989, nastąpił wysyp
prywatnych inicjatyw, można było założyć swoją firmę i Polki
robiły to chętnie. Po roku ‘89 Polska przedsiębiorczością
kobiet stoi. Inna rzecz, że nie zawsze wiadomo, dlaczego kobiety
zakładają swoje firmy, czasem wymusza to na nich pracodawca, żeby
nie płacić ZUS-u. W praktyce bywa też, że często te firmy często
bywają zamykane, kiedy trzeba płacić podwyższone świadczenia,
ale statystycznie wygląda to bardzo dobrze. Wśród zmian zauważam
też niesamowity pęd kobiet do nauki, wzrost świadomości, że w
kształcenie warto inwestować na każdym etapie życia.
Jej zdaniem podnosi się też wiedza
społeczeństwa, zaś same kobiety są bardziej zdecydowane, mniej
ustępliwe i mocniejsze psychicznie.
- Nie ma w drodze do celu nic
lepszego niż bycie upierdliwą babą. Trzeba wiercić dziury w
brzuchu, nawet jeśli dostaniemy etykietkę upartej wariatki –
uznaje feministka. - Dopóki można działać, trzeba to robić na
dwieście procent.
Wzruszające chwile nastąpiły, kiedy
do osobistej wymiany myśli doszło między pisarką a uczestniczkami
spotkania. Czytelniczki, niemalże świeżo po lekturze książek
(„Równe Babki” przygotowały się do konfrontacji z gościem
bardzo starannie) komentowały postaci „Kieszonkowego atlasu
kobiet”, pytały o źródła inspiracji i głośno wyrażały
radość i dumę, że o kaliskiej inicjatywie wspomina jedna z
książek - „Warszawa kobiet”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz