Liczę na to,
że z okazji do poznania Sylwii Chutnik skorzystają nie tylko Równe
Babki. Bo to wyjątkowa i fascynująca osoba, z która chętnie
dyskurs podejmują nie tylko kobiety, dla których jest wzorem odwagi
i wyzwolenia, ale też mężczyźni, mający mimo wszystko potrzebę
choćby niewielkiej chwilki triumfu nad „słabszą płcią”.
Podczas
kaliskiego spotkania oko w oko z pisarką będzie można, jak sądzę,
poszukać odpowiedzi na własne pytania i dowiedzieć się więcej
niż mówią karty jej trzech już książek, biogramy i wywiady.
Zanim zobaczymy się w realu, zapraszam do przeczytania krótkiego
wywiadu - rozmowy z esencjonalnymi odpowiedziami Sylwii Chutnik na
moje – zdecydowanie dłuższe - pytania!
Barbara
Chabior
Sylwia Chutnik
nie marudzi w domu po kryjomu
Razem,
siostry!
- Piszesz,
kreując niezwykłe postaci kobiet. Poszukujesz historii innej niż w
podręcznikach, bo uwzględniającej rolę kobiet. Działasz w
Fundacji MaMa. Najwyraźniej chcesz zmieniać świat. Skąd wiara, że
się uda zmienić rzeczywistość?
- Oj, powiem szczerze, że nigdy nie myślałam, że może się nie udać zmienić tej rzeczywistości. Po prostu mam taki tik, że jak mnie coś denerwuje, to staram się coś z tym zrobić, bo od marudzenia w domu po kryjomu nic się dobrego jeszcze nie zmieniło.
- Wiele kobiet wierzy jednak nadal, że wciśnięcie się w standardowe role kobiece to droga do samorealizacji - nie chcą niczego więcej, praca zawodowa jest złem koniecznym, chętnie i bez trudu zawłaszczają kuchnię i bez pokusy dzielenia się z mężczyzną jakimikolwiek porządkami zostają sprzętem domowym. To brak świadomości czy wybór, który należy uszanować? Spotykasz takie dziewczyny i co im mówisz?
- Oj, powiem szczerze, że nigdy nie myślałam, że może się nie udać zmienić tej rzeczywistości. Po prostu mam taki tik, że jak mnie coś denerwuje, to staram się coś z tym zrobić, bo od marudzenia w domu po kryjomu nic się dobrego jeszcze nie zmieniło.
- Wiele kobiet wierzy jednak nadal, że wciśnięcie się w standardowe role kobiece to droga do samorealizacji - nie chcą niczego więcej, praca zawodowa jest złem koniecznym, chętnie i bez trudu zawłaszczają kuchnię i bez pokusy dzielenia się z mężczyzną jakimikolwiek porządkami zostają sprzętem domowym. To brak świadomości czy wybór, który należy uszanować? Spotykasz takie dziewczyny i co im mówisz?
- To zazwyczaj albo brak alternatywnego scenariusza życia albo strach. Często konformizm. Kiedyś przeżywałam to, że nie każda kobieta chce zmieniać swoje życie na lepsze. Za wszelką cenę próbowałam pomóc. Teraz odpuszczam i wiem, że albo przyjdzie czas na jej prywatną
rewolucję albo pogodzi się z własnym losem. Trudno.
- Przyznano Ci oficjalny tytuł „Dama Warszawy”. Jesteś wyjątkową kobietą, ale - na szczęście - z damą w powszechnym rozumieniu mi się nie kojarzysz. Jak się czułaś z tym tytułem, czy określenie "dama" nie zalatuje protekcjonalnością, z jaką męski świat zwykł traktować wyróżniające się kobiety?
- To było dla mnie zabawne, podobnie to, że nominowali mnie do nagrody
"Kobieta Glamour":)!
- Recenzent Gazety Wyborczej napisał o Twojej drugiej książce, "Dzidzi": "Krzyk i złorzeczenie sprawdza się na manifie, w literaturze, zwanej piękną, już nie". Co chciałabyś - gdybyś chciała - mu odpowiedzieć?
- Recenzja była napisana paternalistycznym, XIX wiecznym językiem, ale
nie wiem, czy chciałabym kiedykolwiek cokolwiek odpowiedzieć takiemu
człowiekowi.
- "Równe babki" to lokalna inicjatywa stworzenia kobiecych więzi między generacjami, poza relacjami rodzinnymi, poszukiwania wspólnych wysp i korzyści z wzajemnych kontaktów - młode dziewczyny i seniorki spotykają się, by rozmawiać, działać, bawić się razem. Jak to oceniasz?
- Takie działania są najlepsze- oddolne, spontaniczne i przekraczające
bariery wiekowe. Gratulacje i życzę siły!
- Wierzysz w
babską solidarność? Kobiety potrafią być dla siebie okrutne,
zwłaszcza w zawodowej rywalizacji...
- Tak, wierzę. Zostałam wychowana w utopijnej wizji siostrzeństwa i chociaż nie raz dostałam po tyłku od dziewczyn to nadal idealizuję sobie solidarność między kobietami.
W coś trzeba wierzyć.
- Tak, wierzę. Zostałam wychowana w utopijnej wizji siostrzeństwa i chociaż nie raz dostałam po tyłku od dziewczyn to nadal idealizuję sobie solidarność między kobietami.
W coś trzeba wierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz